Mrok okrył wszystko swoim czarnym
płaszczem, gałęzie iglastych drzew przysłaniały niebo. Mimo tego dało się
dostrzec gwiazdy świecące tak mocnym światłem, że zdawało się, iż chcą przyćmić
blask pełni księżyca. To była przepiękna noc. W powietrzu unosił się jednak pewien
specyficzny zapach. Niemal niewyczuwalny, pełen tajemniczej słodyczy, budzący
lęk, jednocześnie wywołując uczucie nostalgii. Tak właśnie pachnie śmierć.
Na środku polanki cichego iglastego
lasu stał mały drewniany domek. W środku był tylko jeden pokój połączony ze
skromną kuchnią, a za uchylonymi drzwiami widniało ostatnie pomieszczenie – skromna
łazienka. Jeśli chciało się umyć w białej i nieco spękanej wannie, należało
najpierw narąbać drewna na opał i nagrzać w piecu. Dlatego właśnie w rogu
leżała siekiera. Nie powinny jednak dotykać jej kobiece ręce, a już tym
bardziej ręce siedemdziesięciolatki.
–
Kiedyś mój Henry zajmował się domem – powiedziała staruszka, a jej spojrzenie stało
się zamglone. – Aż trudno uwierzyć, że zmarł już piętnaście lat temu. Wydaje
się, jakbym widziała go zaledwie wczoraj, a przecież już od tak dawna wszystko
robię sama. Dobrze, że mam ciebie. Gdybyś mi nie pomagała, musiałabym myć się w
zimnej wodzie. Dawniej miałabym siłę na rąbanie drewna, ale teraz… Mam coraz
mniej siły…
Staruszka
spojrzała z wdzięcznością na czarnooką dziewczynę, która wręczyła jej kubek z
parującą herbatą. Czarną, mocną, bez cukru. Była to jedyna herbata, jaką kobieta
lubiła pić. Przez miesiąc znajomości z mieszkanką drewnianej chatki dziewczyna
zdążyła się tego nauczyć.
–
Nie szkoda ci czasu na przebywanie ze starą kobietą? Nie wolałabyś być gdzieś
ze swoimi przyjaciółmi?
Czarnooka
uśmiechnęła się uprzejmie i wygładziła rąbek białej kołdry, a potem znów
spojrzała prosto w okolone zmarszczkami oczy. Szare i pełne wspomnień. Oczy,
które widziały już wiele.
–
Jest pani o wiele ciekawszą osobą niż moi znajomi, pani Williams. Rąbanie
drewna to nie zajęcia dla siedemdziesięciolatki. Jestem jeszcze młoda i mogę
pomagać. A poza tym pewnie potrzebuje pani towarzystwa.
–
Skarbie, jesteś taka kochana. Ale nie musisz się mną aż tak przejmować. Powinnaś
zająć się własnym życiem.
Czemu ludzie są tacy
naiwni? – pomyślała czarnooka. Spojrzała na panią Williams
ze współczuciem. Gdyby tylko staruszka wiedziała, z kim rozmawia… Pewnie nawet nie
chciałaby wpuścić dziewczyny do domu. Ale wystarczył uśmiech i kilka miłych
słów i już każdy stawał się ślepy, dostrzegał w innych tylko dobro.
–
Nie powinna pani się już położyć? Jutro trzeba wcześnie wstać…
–
No tak, zapomniałam! Co ja bym bez ciebie zrobiła? Och, poza tym jest już
bardzo późno! Spędziłaś tu dzisiaj dużo czasu. I jak ty, kochana, wrócisz sama przez
las o tej godzinie?! Twoi rodzice na pewno będą się niepokoić… No i zezłoszczą
się, że tyle czasu cię tu trzymałam.
–
Niech się pani nie martwi, rodzice zrozumieją. Cieszy ich, że pomagam innym.
Czarnooka
dłuższy czas przyglądała się starej kobiecie. Na pomarszczonej twarzy widniały
lekkie, zdrowe rumieńce, oczy nadal były pełne blasku. Gdyby nie siwe włosy staruszka
wyglądałaby tak młodo… Ale nie było sensu nad tym rozmyślać. Przeznaczenia nie
da się oszukać.
–
Jesteś aniołem, skarbie. I pomyśleć, że gdybyś nie pomogła mi nieść tych siatek,
wtedy, przed sklepem… A może zechciałabyś wpaść do mnie jutro koło dwunastej?
Upiekę ciasteczka.
–
Z przyjemnością, pani Williams – zgodziła się czarnooka i znów wygładziła
kołdrę i wstała z łóżka.
Staruszka
odłożyła na szafkę nocną okulary i wygodnie ułożyła się w łóżku. Czarnooka
miała szczęście, że staruszka zwykła spać na plecach. Inaczej pojawiłby się problem…
Dziewczyna
podeszła do kobiety, chcąc się pożegnać. Przy okazji mimowolnie zerknęła na
zegarek. Było naprawdę późno. Zdecydowanie musiała się pośpieszyć. Pozostała zaledwie
godzina, by spotkać się jeszcze z trzema osobami. Uniosła kąciki ust, chociaż
było to bezcelowe – staruszka i tak nie miała już na nosie okularów i nie mogła
tego zauważyć.
–
Dobranoc. To co, odwiedzisz mnie jutro?
Czarnooka
zignorowała pytanie. I tak nie zamierzała już więcej pojawić się w domu pani
Williams. Staruszka nie miała jednak doznać rozczarowania, czekając następnego
dnia z blachą świeżo upieczonych ciasteczek. To uczucie miało mieć zupełnie inną
postać, otulić kobietę, zlewając się z nocą.
Dziewczyna
nachyliła się nad kobietą i przez chwilę w milczeniu spoglądała na lewy, nieco
pomarszczony policzek. Potem powoli go ucałowała. Od razu pojawiło się znajome
uczucie. Nagle stała się silniejsza niż przedtem. Nieznacznie, prawie
niedostrzegalnie, ale mimo tego uśmiech znów pojawił się na pięknej, z pozoru niewinnej
twarzy.
–
Dobranoc, pani Williams.
Sięgnęła
do lampki nocnej, jakby chciała ją zgasić, ale zamiast to zrobić, w milczeniu
wpatrywała się w staruszkę. Po chwili coś skłoniło kobietę do podniesienia się
z łóżka. Może było to poczucie, że wzrok jej się polepszył, a może świadomość,
że ból kości całkowicie ustąpił, przez chwilę bowiem na twarzy pani Williams gościło
zdziwienie. Dopiero później spojrzenie szarych oczu padło na łóżko. Zdziwienie
w ułamku sekundy zmieniło się w szok, kiedy kobieta dostrzegła nadal tkwiące
tam ciało.
–
Dione… – wyszeptała.
Uwagę
staruszki odwrócił jednak oślepiający blask. Wstęgi świetlistych promieni
przeplatały się ze sobą, tworząc cudowną ścieżkę. W oczach kobiety zabłysły łzy,
kiedy na końcu tej drogi ujrzała matkę, zmarłych przyjaciół i męża. Wyciągnęła
w ich stronę ręce, a potem weszła w światło, znikła i stała się częścią innego
świata.
–
Dobranoc, pani Williams – powtórzyła dziewczyna.
Podeszła
do trupa i poprawiła pomiętą kołdrę. Śmierć ze starości, we śnie – najlepsza,
jaka mogła spotkać tę staruszkę. Czarnooka była łaskawa. Skąd w niej nagle choć
odrobina łaskawości? Doprawdy, czasami się nie poznawała. Odrzuciła na plecy
długie blond loki i wyprostowała się dumnie, a potem zgasiła nocną lampkę i
wyszła z domku, jakby nigdy jej tam nie było.
Znajdowała
się w ciemnym lesie, stapiała w jedność z nocą. Gwiazdy świeciły zdecydowanie
mocniej niż godzinę wcześniej. Dziewczyna spojrzała jeszcze na księżyc, a potem
na jej twarzy znów pojawił się uśmiech. Nie było w nim jednak ani trochę
życzliwości czy dobra. Czarne oczy zabłysły złowrogo, gdy dziewczyna ruszyła
ścieżką w stronę miasta, wprost do domu mężczyzny, z którym zaraz miała się
spotkać.
Pozwoliła
sobie jeszcze na ostatni moment zwłoki. Zaledwie kilka sekund, które wystarczyły,
by przystanąć i zadać jedno pytanie. Człowiek, którego zamierzała odwiedzić, nie
mógł niczego usłyszeć – znajdował się daleko. Prawdopodobnie właśnie spał, nieświadomy
tego, co zaraz miało go spotkać. Pytanie było więc skierowane bardziej do gęstej,
czarnej nocy:
–
A ty, John, czy jesteś gotowy na śmierć?
~*~
Witam na moim nowym blogu. To nie jest dopiero co pisane opowiadanie. Powstało prawie 4 lata temu i kilka pierwszych rozdziałów dawno temu publikowałam na starym blogu na onecie. Podczas wprowadzania 150 poprawek do "Teorainn" potrzebowałam małej odmiany, wygrzebałam prolog w czeluści komputera i uznałam, że po małym odświeżeniu (m.in. zmianie patetycznego stylu na "normalny" - naprawdę pisałam tak wyniośle 4 lata temu?), można by podzielić się moją dawną twórczością ze światem. Opowiadanie nosi tytuł "Pocałunek Śmierci", ale że taki adres był zajęty, musiałam znaleźć jakiś podobny, dlatego bloga figuruje pod hasłem smiertelny-pocalunek.
Od razu mówię, że nie porzucam "Teorainn". To nadal będzie mój główny blog, a na PŚ rozdziały będą pojawiać się znacznie rzadziej, bo choć wszystkie są napisane, wymagają poprawek, na których zamierzam się skupiać tylko wtedy, gdy wyszukiwanie błędów w "Teorainn" naprawdę mnie znuży. Całym sercem wciąż jestem w celtyckim świecie Deirdre i Lennana. Mam jednak nadzieję, że "Pocałunek Śmierci" kogoś zaciekawi. Główna bohaterka jest zdecydowanie inna niż najważniejsze postaci we wszystkich moich poprzednich opowiadaniach. Krótko mówiąc, ma dosyć sadystyczną naturę, więc pewnie będzie to dla Was duża odmiana.
A, no i ten wspaniały szablon także jest autorstwa Dusi. Po raz kolejny dziękuję za tak piękną grafikę, w dodatku wykonaną bardzo szybko. Dzięki Tobie mogę wystartować z tym blogiem już dziś.
Zachęcam do dodania do obserwowanych i zapoznania się z zakładkami. To chyba tyle.
Bardzo ciekawy Prolog i ogólnie opis opowiadanie jest naprawdę interesujący. Już nawet robiąc dla Ciebie szablon, zastanawiałam się, jaki to będzie wszystko wyglądało. Nigdy nie spotkałam się z tym, by Śmierć była w ludzkiej postaci i odbierała życie pocałunkiem.
OdpowiedzUsuńFragment ze staruszką bardzo interesująca. Pokazująca jak śmierć zabiera osoby w naturalny sposób. Aż jestem ciekawa, co się stanie z osobnikami, którzy zmarli przedwcześnie... Bardzo zainteresowałaś i będę z niecierpliwością czekać na pierwszy rozdział :)
I nie ma za co za szablon! ;) Zrobię Ci lepszy, jak tylko bardziej wgłębię się w opowiadanie :)
W ogóle ja też założyłam nowego bloga, z tym że jest to opowiadanie potterowskie, więc pewnie Cię nie zachęcę :) Ale jak by co, to zapraszam :)
Pozdrawiam serdecznie :*
http://kiedy-wzejdzie-slonce.blogspot.com/
Ja niestety ostatnio spotkałam się z podobnym pomysłem. Tz. w American Horror Story jest taki "czarny anioł", który zakańcza życie pocałunkiem. Ale żeby nie było - wcale się na tym nie wzorowałam, bo "Pocałunek Śmierci" powstał kilka lat temu, a serial obejrzałam dopiero w wakacje. Zresztą na szczęście jest też wiele znaczących różnic pomiędzy tymi dwoma obrazami śmierci. Chociażby tamta kobieta była łagodna, a Dione to stuprocentowa sadystka.
UsuńA na Twojego bloga postaram się zajrzeć w wolnej chwili.
Zapowiada się... niesamowicie. Nie będę się rozpisywać, bo nie bardzo umiem, ale naprawdę czekam a dalszy ciąg ;3
OdpowiedzUsuńSuper, bardzo mnie to cieszy :))
UsuńPrzepiękny i niesamowicie wciągający, tajemniczy prolog. Całe opowiadanie również zapowiada się ciekawie, więc możesz być pewna, że wpadnę tutaj nie raz i nie dwa.
OdpowiedzUsuńSam pomysł na kreację śmierci jako istotę ludzką... Bomba! Nigdy bym na to nie wpadła. To naprawdę świetne zagranie.
Podobała mi się również scena ze staruszką. Cóż, nie da się ukryć, że umarła ona w najlepszy, możliwy sposób, bo praktycznie bezboleśnie. Śmierć musiała ją hmm... polubić? A może odezwała się w niej jakaś wrażliwość? Jednak wydaje mi się, że ten stan nie potrwa długo i pokaże ona jeszcze swoje drugie, bardziej brutalne oblicze.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam!
Cieszę się, że Ci się podoba. Tym bardziej, że o ile "Teorainn" można by uznać niemal za "obyczajowe" opowiadanie osadzone w czasach średniowiecznych celtów z zaledwie dodatkiem jednego magicznego elementu, to "Pocałunek Śmierci" to będzie już typowe fantasy.
UsuńNie dość, że śmierć ukrywa się w ludzkiej postaci, to ma nawet towarzysza - zarazę. Ale o tym dopiero w pierwszym rozdziale ;p
Rzeczywiście, staruszka miała ogromne szczęście i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie ma jednak co się łudzić, że Dione ją polubiła. Ona raczej nie jest do tego zdolna. Chyba po prostu taki miała kaprys, żeby uśmiercić kogoś wyjątkowo bez tych wszystkich tortur. John, do którego wybrała się w następnej kolejności, już raczej nie miał takiego szczęścia. I masz rację - to w tej brutalnej, sadystycznej odsłonie zazwyczaj będzie przedstawiana Dione.
Och, ale mi się to podoba. Jakże różne od innych Twoich opowiadań ale równie dobrze napisane, rzecz jasna. Jak na coś, co ma być odskocznią, to naprawdę wysoki poziom, ale czego by się spodziewać. Widzę, że połączyłaś mrok z famtastyką i psychologią, idealna mieszanka, serio;) Czarnowłosa jest równie intrygująca co przerażająca i trochę się jej boję. Wygląda na to,że uprawia niezłą samowolkę, czyżby ot tak wybierała sobie ofary i już?Ciekawe, jak zazwyczaj wywołuje śmierć, bo tutaj faktycznie staruszka odeszła w pokoju... Ale sądząc po opisie opowiadania, to wyjątek... Z neicierpliwością czekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńOdskocznią jest raczej samo wprowadzanie poprawek i prowadzenie tego bloga, bo kiedy to pisałam, bardzo pochłonęła mnie ta historia i cały świat przedstawiony. No ale jak wspomniałam, to było 4 lata temu, więc błędów do poprawiania mam całkiem sporo. Dawniej byłam miłośniczką fantasy, dopiero potem ten gatunek mi się przejadł i stałam się zwolenniczką obyczajówek, dlatego "Pocałunek Śmierci" różni się od opowiadań pisanych przeze mnie niedawno i publikowanych na pozostałych blogach.
UsuńO, coś nowego. :) Miło trafić na coś, czego nie widziałam już miliard razy. Prolog bardzo ładnie, zgrabnie napisany, czytało się bardzo przyjemnie i zachęciłaś mnie to powrotu na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńAnioł śmierci, interesujący pomysł. Ogólnie nie lubię takich rzeczy, ale tutaj nic mnie nie razi, więc jeśli ciekawe to rozwiniesz to czemu nie? Podoba mi się, że choć tutaj Dione była tak łagodna dla tej staruszki i właściwie to zafundowała jej najlepszą z możliwych śmierci to wcale nie jest dobrą, kochają ludzi duszyczką. Przyznam, że z niecierpliwością czekam na opisy jej sadystycznych zachowań, bo to może być szalenie interesujące.
Wybacz, że komentarz jest tak krótki, ale po prologach nigdy nie wiem, co napisać. Dodam jeszcze, że cieszę się, że to takie wprowadzenie do historii, bo kiedy czytam prologowe wynurzenia bohaterow na temat ich uczuć, które zazwyczaj nijak mają się do historii i nic nie dają czytelnikowi, to aż mam dość. :D
W każdym razie podobało mi się, wpadnę na pewno na rozdział 1.
Pozdrawiam. :)
Bardzo się cieszę, że Ci się podoba, tym bardziej jeśli mówisz, że zazwyczaj nie lubisz podobnych historii. Opisy sadystycznej Dione pojawią się już w pierwszym rozdziale, także długo czekać nie będziesz musiała.
UsuńA ja nawet całkiem lubię takie prologi nie do końca związane z fabułą, ale wszystko zależy, w jaki sposób są napisane i czy są sensowne. Bo niestety mnóstwo jest takich, które są "żeby były" i po przeczytaniu właściwie nie wiadomo, jak je skomentować, bo choć tekst był, to treści miał w sobie nie za wiele.
Oczywiście musiałam zajrzeć w chwili wolnego czasu, kiedy dałaś znać, że założyłaś nowego bloga. Za nic nie przepuściłabym sobie zagłębienia się w Twoją kolejną historię :) Fajnie, że postanowiłaś odświeżyć dawne opowiadanie i dać mu "drugą młodość". A trzeba powiedzieć, że już ten prolog wydał mi się bardzo intrygujący.
OdpowiedzUsuńZaczęło się stosunkowo niewinnie, chociaż subtelna wzmianka o zapachu śmierci w pierwszych zdaniach powinna wyostrzyć moją czujność. Niestety na początku dałam się zwieść - poddałam się urokowi drewnianej chatki między drzewami, życzliwej staruszki, a także na pierwszy rzut oka uprzejmej, pomocnej dziewczynie, która postanowiła wesprzeć starszą kobietę i wyręczyć ją w codziennych obowiązkach. Niestety kiedy narracja wtargnęła w myśli dziewczyny, od razu można było się domyślić, że wcale nie ma tak dobrych zamiarów, jak mogłoby się wydawać. Cholernie się bałam tego, co nastąpi, dlatego z taką ulgą przyjęłam ostateczne rozwiązanie - nie mam pojęcia, kim lub czym jest bohaterka, w jaki sposób odbiera życie innym poprzez pocałunek, ale cieszę się, że chociaż postanowiła uśmiercić kolejną osobę, nie zrobiła tego w brutalny sposób. Zwłaszcza że ta kobiecina wydawała się taka ciepła, kochana... Wiesz, bardzo mi się podoba, że ten prolog jest taki niejednoznaczny. Z jednej strony tajemnicza blondynka jawi się jako morderca ukrywający się pod maską dobrego wychowania. A z drugiej... Może ona musi to robić? Może ona ma takie zadanie: całuje "na dobranoc" tych, którzy muszą odejść z tego świata?
Tak czy siak: zaczęło się bardzo ciekawie i na pewno będę tutaj zaglądała :)
Pozdrawiam <3
Właśnie o to chodziło, żeby uśpić Twoją czujność, bo Dione właśnie tak działa - na początku wydaje się idealna (no chyba, że jest w naprawdę paskudnym humorze, wtedy od początku nie ma zmiłuj), a potem nagle pokazuje światu swoją prawdziwą, przerażającą osobowość.
UsuńPani Williams miała ogromne szczęście. W przypadku kolejnych ofiar już tak lekko nie będzie. Po części masz rację, że Dione musi to robić. Jest po prostu śmiercią przebywającą na świecie w ludzkiej postaci, więc po prostu wypełnia swoje obowiązki. Ale z drugiej strony nikt jej nie każe przy okazji tych nieszczęśników torturować, więc w jej dobrą naturę bym raczej za mocno nie wierzyła.
Bardzo podoba mi się Twój pomysł na opowiadanie! Dawno nie spotkałam się z tak intrygującym prologiem.
OdpowiedzUsuńNa początku nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie przeczuwałam, że główna bohaterka jest jakąś morderczynią(?)! O ile tak mogę ją nazwać, gdyż śmierć, którą zadała staruszce była na swój sposób 'delikatna'? Jestem ciekawa kim jest John! Z pewnością jej następną ofiarą, ale... czym Dione kieruje się przy wyborze swoich ofiar? Czym on sobie zasłużył na śmierć?
Z pewnością będę czytać Twoje opowiadanie! :)
[piece-of-hannibals-heart.blogspot.com - zapraszam]
O Johnie nic nie będzie. To tylko jedna z kolejnych ofiar. Za to będziesz mogła dowiedzieć się czegoś więcej o innych śmiertelnikach. Dione to po prostu śmierć w ludzkiej postaci. A przy wyborze swoich ofiar kieruje się... Hmm chyba po prostu własnym kaprysem. Codziennie musi uśmiercać mnóstwo ludzi, ale niektórych lubi lepiej poznać i trochę się nad nimi poznęcać. Zresztą wiele wyjaśni się w pierwszym rozdziale. Dziękuję za komentarz.
UsuńOho, coś nowego widzę :D Ależ się cieszę na myśl o Twoim nowym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńHmm… ten początek i ta wręcz sielankowa atmosfera wytworzona zarówno przez samą scenerię (chatka i te sprawy xd), jak i zachowanie zarówno staruszki jak i Dione wskazywały na to, że łączy ich dość „pozytywna” relacja. A tutaj taka niespodzianka – Dione wręcz wkupiła się w łaski staruszki, a potem po prostu ją zabiła… Mam w głowie teraz całe mnóstwo pytań. Zastanawiam się czy ona musiała to zrobić? Być może zabijanie tych ludzi to niejako jej „praca”… Ale też nie wiadomo na jakiej zasadzie wybierane są te osoby… bo może to spotykać ludzi, którzy z różnych względów (np. zaawansowany wiek) po prostu muszą odejść, ale... niekoniecznie. Chyba wolę się łudzić, że Dione jest tylko wysłannikiem, który musi spełniać pewien przykry obowiązek i tyle… Aczkolwiek mam wrażenie, że jednak pewne sadystyczne skłonnością w niej tkwią i to mnie przeraża….
Podoba mi się bardzo ten pomysł… Z reguły unikam tego typu opowiadań, ale sądząc po tym, że po przeczytaniu prologu, mam całe mnóstwo pytań i generalnie chciałabym dowiedzieć się jak najwięcej o Dione, myślę, że jak najbardziej się wciągnę :)
Także już zacieram rączki na myśl o kolejnych rozdziałach :D
Pozdrawiam!
Dione w pewnym sensie musi zabijać ludzi, ale nikt nie każe się jej nad nimi znęcać albo w ogóle wdawać się z nimi w bliższe relacje. To już jest jej dobrowolny wybór. I masz całkowitą rację, że dziewczyna jest sadystką. Zresztą będziesz się mogła o tym przekonać już w pierwszym rozdziale.
UsuńWitam, w sumie trafiłam tu przypadkiem i miałam już zmykać, gdy mój wzrok przyciągnął napis na nagłówku. I aż zagotowało się we mnie z ciekawości. Wypada na to... że dobrze, że zostałam :)
OdpowiedzUsuńAż ciarki mi przebiegły po plecach. Mroczny klimat, atmosfera jak w dobrze napisanym dark fantasy przenosi do świata dziewczyny bez uczuć, która swoim pocałunkiem niesie śmierć. Świetny pomysł na powieść. Był już dotyk, który zabija, teraz nadszedł czas na pocałunek. Czemu nie? Jestem absolutnie oczarowana. Normalnie, nie wiem co jeszcze mogłabym dodać. Styl twój przypomina mi już typowy dla autorów książek, nie blogowy, który często się jeszcze w blogosferze spotyka. Jestem pod niemałym wrażeniem i chyba nie zdziwi się, gdy powiem, że zamierzam zagrzać tu sobie ciepłą posadkę czytelnika ^^
To zbieram się za rozdziały!
Pozdrawiam, Alessa :*
PS: W wolnej chwili zapraszam również do siebie: we-die-through-the-whole-life.blogspot.com
Nawet nie wiem, jak wymyśliłam całe to opowiadanie. Zaczęło się od tego, że chciałam pisać o uosobieniu śmierci - śmierci pod postacią człowieka i jedyne, co od razu mi przyszło do głowy, to że będzie się ubierać na czarno i będzie miała ciemne oczy. A potem to wszystko jakoś ewoluowała w bardziej złożoną historię. Cieszę się, że pomysł Ci się spodobał. A ta uwaga o stylu - chyba nie mogłaś mi sprawić większego komplementu :))
UsuńNo, to w końcu udało mi się przysiąść i zabrać do czytania XD Zapewne już dawno mnie skreśliłaś, widząc mój komentarz w spamie, że nie przeczytam Twojego bloga :D Ale nie mogłam znaleźć chwili, bo miałam na głowie blogi innych, które obiecałam nadrobić. Teraz mam wolny w miarę weekend wieczorami, więc nadrabiam! :D
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaciekawił prolog. W sumie największe wrażenie zrobił na mnie sam jego koniec, kiedy dziewczyna uśmierca biedną staruszkę i wybiera się do jeszcze kogoś innego, jakby... skazywała go na śmierć... Ciekawa jestem, kim jest ta dziewczyna i czy to "obdarowywanie" śmiercią, to jest jakaś część jej pracy? O masakra, nie mogę :D Nie sądziłam, że aż tak mnie zaciekawi Twoje opowiadanie :D
A ogólnie to zwróciłam uwagę, że na początku zdarzyło Ci się powtórzenie - "Dawniej miałabym siłę ..... Mam coraz mniej siły…"
Pozdrawiam serdecznie, psychopatka :D
Lecim dalej! :P
ech, sprawdzałam ten rozdział tyle razy, że naprawdę zaskoczyło mnie, że znalazło się jeszcze jakieś powtórzenie. Ale tak to jest, że kiedy samemu czyta się kilka razy ten sam tekst, potem jakoś podświadomie wielu rzeczy się nie zauważa.
OdpowiedzUsuńChodziło mi o to, by na początku stworzyć złudne wrażenie empatycznej, pomocnej dziewczyny, którą połączyła przyjaźń ze staruszką, a potem nagle obnażyć jej niebezpieczną naturę. Nie wiem, czy mi się to udało, ale w każdym razie cieszę się, że udało mi się wzbudzić Twoją ciekawość :))